piątek, 11 lutego 2011

Merida

03.02.2011   Merida
Kolejny dzień muszę poświęcić na regenerację sił, na chwilę obecną nie nadaję się do dalszej podróży…Pisanie części relacji i wysyłanie zdjęć przy tak wolnym internecie  spowodowało, że poszedłem spać o 3 nad ranem i niestety już o 7 litania telefonów wyprowadziła mnie z błogiego snu. Skołowany krzątałem się po pokoju segregując m.in. rzeczy do prania. W południe moja irytacja sięgnęła zenitu gdy chciałem wymienić trochę gotówki, na wstępie pracownik hostelu Guamanchi z sympatią zaoferował pomoc, następnie podważył autentyczność dolarów i nagle stwierdził że nie ma już gotówki… Zdenerwowany odkręciłem  się na pięcie twierdząc,  że czas zmienić hotel. .Szukając pralni znalazłem spartański ale za to z życzliwą właścicielką hostelik Posada of Patty gdzie za symboliczną opłatą zostałem na kilka godzin, wymieniając również tą samą  gotówkę. Ruszyłem by zwiedzić miasto, kupiłem bilet  na 3  rano do San Cristobal miejscowości położonej przy granicy z Kolumbią.
                Merida okazała się wyjątkowo przyjemnym miastem, pełnym studentów, bogatego życia nocnego, ciekawych muzeów i kościołów. To w tym mieście słowo lodziarnia nabiera innego znaczenia, Znajduje się tu  najsłynniejsza lodziarnia na świecie, zapisana do Księgi Rekordów Guinessa. Wyjątkowość polega na liczbie dostępnych smaków, których jest 863 i nie sposób niektórych nawet sobie wyobrazić! Sam wystrój z umieszczonymi artykułami o sobie,  medalami, monetami wprowadza magię do przystani lodowych smaków. Prowadzi ją małżeństwo już po 70 –tce , właściciel chętnie fotografuje się z odwiedzającymi pokazując rekordowe książki, pasją jego jest zbieranie zagranicznej waluty. Na odpowiedź skąd jestem,  pokazuje mi litewską monetę, w geście sympatii i sprostowania ofiaruję mu złotówkę, uradowany właściciel częstuje mnie po kolei różnymi smakami. Miałem okazję spróbować smaku łososiowego, cebulowego, czosnkowego, żółtego sera, papryczki chili- pikantnej jak diabli, mięty, róży, rumu, curacao i wielu innych, szczerze smaki przypominały oryginalną  lodową nazwę . Żałowałem tylko, że nie ma tu mojej żony miłośniczki lodowych smaków. Pobyt w tak wyjątkowym miejscu odwiedzanym przez turystów z całego świata był radosnym i owocnym w smaki doznaniem. Wieczorem udało mi się wykupić na następny dzień  przelot po Kolumbii w bardzo dobrej cenie, takiej rezerwacji  nie da się dokonać w Europie.
04.02.2011
 Witaj Kolumbio!
Rano o 2.30  przez San Cristobal wyruszam do Kolumbii, niestety zamówiona wczoraj taksówka nie pojawiła się…nie wszystko w Wenezueli jest takie piękne, czas nagli ruszam piechotą na poszukiwanie środka transportu, na szczęście trafiam na dworzec na czas.  Po sześciu godzinach docieram do przygranicznego miasteczka, prywatnym samochodem jednego z naganiaczy przekraczam granice do miejscowości Cucuta skąd mam samolot do  Neivy miejscowości oddalonej zaledwie 4 godziny od słynnych wykopalisk w San Augustin.
                 Już po przekroczeniu kolumbijskiej granicy widać odmienny styl, poziom życia mieszkańców. Podczas przesadki w Bogocie już na lotnisku wrażenie robi niezwykła uroda, klasa kolumbijskich kobiet, mam nadzieję, że żona  nie jest świadoma urody tej społeczności… Zmęczony około północy docieram do miejsca docelowego na południu Kolumbii. Jutro zwiedzanie słynnych wykopalisk…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz